95 lat w życiu miasta to niewiele liczący się okres. Stwierdzenia tego nie można jednak absolutnie odnieść do Gdyni - kolebki nowoczesnej polskiej gospodarki morskiej, miasta, będącego dumą wszystkich Polaków. Miasta, które Stefan Żeromski określił jako ''niewysłowionej piękności poemat tworzony w drzewie, betonie i żelazie'', Kornel Makuszyński ''najpiękniejszym słowem polskiej mowy'', a Artur Maria Świnarski ''czynem, przed którym klęka słowo''.
W przypadku tego bowiem miasta 95 lat to cała jego historia. Historia niezwykła. W ciągu tego przecież krótkiego okresu niewielka kaszubska wieś rybacko-letniskowa przekształciła się w duży, liczący się nad Bałtykiem ośrodek gospodarki morskiej, a liczba jego mieszkańców wzrosła do ćwierć miliona osób.
Budowa portu gdyńskiego podjęta bezpośrednio po odzyskaniu przez Polskę niepodległości (pierwsze prace rozpoczęto już wiosną 1921 roku) była wynikiem starań najbardziej światłych działaczy gospodarczych II Rzeczypospolitej. Rozumieli oni potrzeby gospodarcze nowo odrodzonego organizmu państwowego. W dostępie do morza i w rozbudowie gospodarki morskiej upatrywali oni ważny czynnik ekonomicznego rozwoju i bezpieczeństwa Polski. W historii pierwszych lat Gdyni zapisały się na trwałe nazwiska wielu jej budowniczych, a wśród nich zwłaszcza nazwisko Eugeniusza Kwiatkowskiego i Tadeusz Wendy.
Trwałe miejsce wśród twórców morskiej Gdyni odegrał również Julian Rummel - organizator przedsiębiorstwa państwowego ''Żegluga Polska'' oraz towarzystw okrętowych ''Polbryt'' i Polskiego Transatlantyckiego Towarzystwa Okrętowego, Kazimierz Porębski - organizator szkolnictwa morskiego, Gabriel Chrzanowski - dyrektor departamentu żeglugowego Ministerstwa Przemysłu i Handlu w latach 1922-1926, rzecznik budowy portu w Gdyni i stworzenia floty pod polską banderą oraz wielu innych.
Głównymi twórcami Gdyni byli jednak przede wszystkim polscy robotnicy i inżynierowie, którzy swoim trudem kładli podwaliny pod morską Polskę. To głównie dzięki ich wysiłkowi Eugeniusz Kwiatkowski Gdynię nazwał ''najwspanialszym pomnikiem pracy polskiej''.
Pisząc o początkach Gdyni, nie można jednak pominąć udziału w niej koni, których tysiące każdego dnia spotkać można było na terenach przyszłego portu. To one najpierw wywoziły ogromne ilości zalegającego tam do 8 m głębokości torfu, a potem piasek, kamienie, drewno i inne materiały potrzebne do budowy portu i miasta. Bez ich niewyobrażalnie ciężkiej pracy gdyński port w latach 20. ub. wieku by nie powstał. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę m.in. potomek dawnych właścicieli tego terenu, dr Andrzej T. Skwiercz, który wraz z grupą osób podobnie myślących, zabiega o budowę w Gdyni pomnika poświęconemu temu ciągle niedocenionemu budowniczemu portu, o którym warto przy okazji jubileuszu miasta przypomnieć.
Od 10 lutego 1926 r., kiedy Gdyni formalnie nadano prawa miejskie rozwój portu i miasta osiągnął tak ogromną dynamikę, że 8 lat później w Gdyni przeładowywano już 7192 tys. ton ładunków, co uplasowało ją na pierwszym miejscu wśród portów Bałtyku, a na szóstym w Europie. Ten rekordowo szybki, również w skali globalnej rozwój Gdyni przerwał dopiero wybuch II wojny światowej i z której wkrótce, bo już 19 września 1939 r., niemieccy okupanci zmieniając jej nazwę na Gotenhafen, uczynili z niej dużą bazę Kriegsmarine. Stacjonowało w niej wiele niemieckich okrętów liniowych i ciężkich krążowników, była tam również stocznia, w której remontowano, a także produkowano okręty wojenne, głównie u-booty.
Od stycznia do końca kwietnia 1945 r. Gdynia, obok Helu i Gdańska, była też największym na Bałtyku miejscem ewakuacji uciekinierów z Prus Wschodnich i Pomorza Gdańskiego, jak również jednostek Wehrmachtu. Według niemieckich źródeł przez te trzy porty do Szlezwika-Holsztynu, Danii i Szwecji
ewakuowano 1347 tys. osób, z czego najwięcej z Gdyni.
W marcu 1945 r. bezpośrednio przed wyzwoleniem jej przez Armię Czerwoną, wycofujące się jednostki hitlerowskie zamieniły gdyński port w jedno wielkie rumowisko, o czym bardziej szczegółowo napiszemy już w następnym naszym numerze.
Następne lata to okres intensywnej odbudowy i rozwoju portu i miasta. Poziom obrotów gdyńskiego portu z 1938 r., osiągnięto jednak dopiero w 1968 r. Dużo bardziej dynamicznie rozwijały się jednak w Gdyni inne dziedziny gospodarki morskiej. Morski charakter miasta, oprócz portu, zapewniła m.in. stocznia im. Komuny Paryskiej - swego czasu jeden z największych i najnowocześniejszych zakładów przemysłu okrętowego w Europie, rocznie produkujący nawet ponad 20 statków (lata 1973-75), Polskie Linie Oceaniczne - globalny armator utrzymujący ponad 30 linii żeglugowych, jeden z największych w Europie, ''Dalmor'' - największe
polskie przedsiębiorstwo rybołówstwa dalekomorskiego, dysponujące swego czasu flotyllą ponad 40 trawlerów-przetwórni, a także dwie stocznie: Marynarki Wojennej i ''Nauta'', chińsko-polskie przedsiębiorstwo żeglugowe ''Chipolbrok'' oraz kilkanaście innych, dużych przedsiębiorstw obrotu portowo-morskiego (m.in. Morska Agencja, Polfracht, Baltona). Nic więc dziwnego, że w latach siedemdziesiątych Gdynię nazywano morską stolicą Polski. Dzisiaj z tego ogromnego potencjału pozostało niewiele. Degradacji nie uległ tylko port, a z armatorów tylko wspomniany ''Chipolbrok''.
Mimo tak istotnych zmian w strukturze i charakterze miasta, jakie dokonały się w ostatnim dwudziestoleciu,
Gdynia na zawsze pozostanie już ''miastem z morza''.